Jan "Myslnik" Herman

Prywatyzacja państwa?

2012-01-22 07:50

Pośród medialnej „bieżączki” nie zauważamy, że dokonuje się ostatni właściwie akt dobijania demokracji: to, co stanowi o istocie Państwa wymyka się zupełnie spod jakiejkolwiek kontroli: obywatelskiej, medialnej, parlamentarnej. W tej niejasnej rozgrywce rola Premiera, będącego konstytucyjnie „cappo di tutti cappi”, jest właściwie marginalna.


Pogarda i wyniosłość świata Polityki wobec „szarego ludu” (pospólstwa?) na naszych oczach (i naszym kosztem) osiąga szczyty. Nic właściwie nie dzieje się już w Polsce konstytucyjnie, choć każde ICH działanie opatrzone jest stemplem „lege artis” (coś jak księgowo: sprawdzono, zatwierdzono).  Lokalne kliki instalują i uruchamiają Zatrzaski Lokalne (takie mikro-układziki) w dzielnicach, miastach, gminach i powiatach, po czym z tego szczególnego środowiska „mikro-władzy” wyłaniają się koterie montujące ponad głowami obywateli jakieś swoje gry, te zaś ostatecznie „delegują” swoje kamaryle do największej batalii politycznej, czyli Gry o Państwo.


Pozwolę sobie na kilka słów o deontologii środowisk politycznych. Świat poznał i doświadczył trzech sposobów realizowania „społecznej uczciwości wzajemnej”: deontologii (pakiety uzgodnionych reguł-praw współdziałania i współistnienia), utylitaryzmu (najwyższym dobrem jest pożytek jednostki lub społeczeństwa, a celem wszelkiego działania powinno być „największe szczęście największej liczby ludzi") i charytoniki (pojęcie moje, JH, oznacza model zachowań związanych z serdeczną służbą innym). Parlamentarzyści i wszelcy „ludzie Państwa” powinni na każdym kroku uważać, by swoim działaniem nie spowodować niebezpieczeństwa porażenia obywateli skutkami swojej aktywności. Wręcz przeciwnie: jasne zasady, dbałość o własną przydatność oraz służebność – to minimum.


Zajrzyjmy do słowników i przewodników: Deontologia to nauka o powinności (gr. déon, -ontos ‘to, co jest potrzebne, obowiązek’ od deí ‘potrzeba, powinność’). Zajmuje się głównie zagadnieniami norm etycznych oraz czynników decydujących o moralnej wartości czynów ludzkich. Traktuje o obowiązkach moralnych i o tym, co decyduje o moralnej wartości czynów, zakreśla także zbiór norm moralnych, które obowiązują przedstawicieli poszczególnych profesji. Deontolog powiada: jeśli chce się osiągnąć jakiś dobry rezultat, należy do niego dojść też dobrą drogą (cel nie uświęca środków). Np. deontologia prawnicza nakazuje m.in. bezinteresowność, skromność, sprawiedliwość i lojalność wobec klientów, uczciwe procedowanie, poszanowanie racji przeciwnika procesowego. W podejściu deontologicznym o etyczności postępowania jakiejś osoby decydują wyłącznie cechy samego postępowania: albo uznajemy je za etyczne, albo za nieetyczne, niezależnie od celów oraz intencji osoby, której zachowanie dotyczy. Oznacza to, że jesteśmy skłonni uznać za etyczne tylko takie działanie, które chcielibyśmy przyjąć jako normę w relacjach między ludźmi, w tym również w stosunku do samego siebie. Tak jak dla kapłana źródłem jego siły i powołania jest wiara, a dla lekarza drogowskazem jest przysięga Hipokratesa, tak dla adwokata fundamentem jego zawodowej misji są zasady etyki adwokackiej. Zasady etyki zawodowej są jak certyfikat bezpieczeństwa produktu elektrycznego.


Deontologia w ogóle nie podejmuje tematu: jak się zachować, i czy da się w ogóle być przyzwoitym, jeśli nasz cel i starania nijak się mają do naszych przysiąg przedwyborczych, do oczekiwań społecznych…


Kiedy czyta się Konstytucję i Ustawy – aż kipią one od deontologii. Zamaszyste cele i racje, prawdy pisane Dużymi Literami. Kiedy jednak spróbujemy to skonfrontować z pogardliwą i wyniosłą Polityką, do tego w warunkach bankrutującej Gospodarki – doświadczamy naocznie, że Państwo i Nomenklatura (a właściwie Urzędnicy, Funkcjonariusze i Plenipotenci) zaledwie uzurpują sobie ową deontologię, podszywają się pod jej formalne zapisy, które są nic nie warte, jeśli nie towarzyszą im utylitaryzm i charytonika.


Właśnie tak należy rozumieć wszystko, co jest związane z konsekwencjami „rekonstrukcji wyborczych”. Oto bowiem zwycięzcy wyborów, niemal jawnie, dzielą w umowach koalicyjnych (oraz między-koteryjnych) pomiędzy siebie ministerstwa, urzędy centralne oraz rozmaite paragospodarcze „rogi obfitości”: tu będą nasi ludzie, tu wasi, tu dopuścimy opozycję.


Zdarzają się ministerstwa i podmioty nomenklaturowe (co ja mówię, zdarzają się!), w których szef jest z jednej partii, wiceszefowie, każdy z osobna, z innych partii, a wewnątrz tych partii też są rozgrywki, przekładające się na „ruchy kadrowe”.


Więcej: jednym z ważnych dokumentów konstytuujących Państwo jest niedoceniany przez szerszą publiczność Regulamin Sejmu (i odpowiednio Senatu), a także Ordynacja Wyborcza (odrębnie parlamentarna i samorządowo-terytorialna). W tych dokumentach, wbrew jasnym i oczywistym zapisom konstytucyjnym, podporządkowuje się „niezależnych, niezawisłych i równych sobie” posłów, senatorów i kandydatów w wyborach – kierownictwom, albo indywidualnie szefom ugrupowań politycznych albo nawet pozaformalnym kamarylom!


Do tego cały ten nie budzący wątpliwości, zhierarchizowany, kliencko-patrymonialny UKŁAD na mocy Konstytucji wyzwala się spod kontroli obywatelskiej (art. 104 Konstytucji).


Nie jesteśmy wcale daleko od sytuacji, w której władzę konstytucyjną w Polsce obejmą konkretne szajki na mocy „kontraktów menedżerskich”.


To nie wszystko, a wstęp zaledwie. Niepostrzeżenie, pośród zaklęć o wartościach najwyższych, powstała tuż obok nas (i naszej samorządności) Twierdza Konstytucyjna, realizująca dla elity-elit zasadę: minimum odpowiedzialności, maximum prerogatyw.


Jako, że Państwo „ma prerogatywy i nie zawaha się ich użyć”, warto „zajrzeć mu do garnków”. Mamy tam takie serwisy, jak Armia, Policja, Służby Sekretne, Dyplomacja, Służby Skarbowe, Wymiar Sprawiedliwości, Trybunały, Rzeczników, Organy Kontroli. W tych instytucjach, urzędach, organach mamy 100% Państwa, można powiedzieć, że nawet szatniarze są tu w czynnej służbie.


Panuje tu najściślejsza reglamentacja informacji, czyli tajemnica. Certyfikacje, dopuszczenia, uprawnienia – są tak silne, że nie wystarczy być posłem, a być może i Prezydentem, by być o wszystkim informowanym.


Ostatecznie oznacza to, że wymienione podmioty mogą podejmować dowolne działania bez oglądania się na Konstytucję i Prawo, bez ryzyka, że zostaną na tym „przyłapane”, zaś jeśli im nie wystarczy środków – zmuszą do „współpracy” i ponoszenia kosztów, do poświęcania najważniejszych spraw podmioty nomenklaturowe (parabudżety, rady nadzorcze, urzędy), a nawet zwykłych ludzi i ich firmy, stowarzyszenia, fundacje, samorządy!


Choćby na podstawie trzech powyższych akapitów średnio zdolny licealista rozumie, że wbrew Konstytucji ani obywatele, ani parlamentarzyści nie są wyłącznymi suwerenami w Państwie, a kto wie, czy są w ogóle „na liście” tych, którzy „coś mogą”. Uzurpując sobie monopol na deontologię ludzie tajni i niewiadomi funkcjonują bez jakiejkolwiek kontroli, mając nieograniczoną kontrolę nad wszystkim, co państwowe (a zatem co dotyczy Ludności i Kraju), mają też równie nieograniczoną siłę sprawczą.


Na pytanie, czy mówimy o ludziach „czystej krwi i szlachetnego serca”, czy może o zwykłych zbójach – nie umiem odpowiedzieć, ale sądząc po tym, co już ujawniono na skutek „transformacji ustrojowej”, to skłaniam się raczej ku tej drugiej możliwości, że jesteśmy w rzeczywistości rządzeni przez „szarą władzę” i „ciemne figury”. Dziś też.


Bankrutujące Państwo, w istocie przytłoczone bankrutującą (z jego winy) Gospodarką, zwiera szeregi, zamyka się w sobie. Powstaje rozczłonkowana struktura Władzy: Państwo Konstytucyjne (to Ministerstwa, Parlament, Głowa Państwa, Wojewodowie, Urzędy Centralne, itd., itp.). Wewnątrz Państwa Konstytucyjnego mamy Państwo Stricte: Armia, Policja, Służby Sekretne, Dyplomacja, Służby Skarbowe, Wymiar Sprawiedliwości, Trybunały, Rzeczników, Organy Kontroli. Te zaś, choć otrząsnęły się z jakiejkolwiek konstytucyjnej kontroli, to są jednak kontrolowane przez UKŁAD: w moim pojęciu Układ to nie „stolik brydżowy”, tylko aż 5 elementów: politycy, służby, gangi, biznes oraz media (dlatego nazywam to Pentagramem). Oczywiście, nie wszystkie, tylko te „zblatowane”. Tu nie liczy się ani Obywatel, ani Kraj, ani ideologie, ani polityka partyjna, ani ruchy społeczne, ani żadna wrażliwość: tu się gra o stawki nie znane nikomu „spoza”.


Patrząc z tego punktu widzenia, ostatnie zabawy budżetowe i strukturowe w prokuraturze, w służbie zdrowia, w sprawach Euro, w sprawach emerytur, oświatowych, w kilku innych docierających do nas sensacyjnie dziedzinach – to nie są „normalne problemy funkcjonowania administracji centralnej”.


Zatem – co to jest?

 

Wyszukiwanie

Kontakty

Pasje-moje