Jan "Myslnik" Herman

Od trójkąta do sześciokąta. Mrzonki polskie

2011-10-03 08:30

Zanim najbardziej łakome kąski Europy Środkowej (gospodarki duże, sprawne, ale łaknące wtedy nowości „zachodnich”) zostały oficjalnie zaproszone do klubu Europejczyków, powołały tzw. Trójkąt Wyszehradzki. Polska, Czechosłowacja i Węgry postanowiły sformułować „ucieczkę” do Europy kosztem innych państw środkowo-europejskich. Jakie to typowe! Czytamy w internecie: spotkanie założycielskie w Wyszehradzie  zostało zaplanowane specjalnie właśnie w tym gronie, gdyż państwa te miały nie tylko zbieżne główne cele ich polityki zagranicznej (nieprawda – JH), ale także podobne możliwości jej realizacji, czym różniły się od pozostałych państw byłego bloku komunistycznego, których wewnętrzne przemiany były z reguły znacznie mniej zaawansowane, a droga do struktur europejskich i północnoatlantyckich znacznie dłuższa.

 

Współpraca w ramach Grupy, a szczególnie regionalna integracja, cierpiała na skutek odmiennych priorytetów poszczególnych państw, choć dążących przede wszystkim do integracji z Unią (szczególnie wyrazistych w przypadku Czech), i dopiero spowolnienie europejskich procesów integracyjnych wymusiło utworzenie porozumienia CEFTA (Środkowoeuropejskie Porozumienie o Wolnym Handlu), które przyniosło namacalne efekty gospodarcze.

 

Po czym Europa osiągnęła swoje: udanie poszerzyła swoje rynki bezcłowego zbytu i kapitałowej penetracji o wschodnie peryferie, od 500 lat uważane za prowincjonalnego pożytecznego idiotę – i Grupa V4 (czyli grupa Wyszehradzka w dyplomatycznym slangu) przeistoczyła się w klubik, zbierający się co pół roku przy grillu.

 

Na co najmniej pokolenie zamknięto do szuflady jakikolwiek koncept Europy Środkowej, choć Ameryka (szukając pomostu do kontroli Azji Środkowej) chętnie odgrzewa ten temat (patrz: spotkanie Obamy w Warszawie z przywódcami 20 państw środkowoeuropejskich. "Czerpiemy inspirację z dążenia do wolności i wzrostu gospodarczego, który ma miejsce w tym regionie. Jesteśmy przekonani, że będziemy częścią tego procesu, co będzie umacniało wasze demokracje, wasze gospodarki. Będziemy pełnoprawnymi partnerami, bo uważamy, że będzie to korzystne także dla Stanów Zjednoczonych" - powiedział amerykański prezydent 27 maja 2011.

 

Przypomnijmy, ze Obama – nie pytany i nie proszony – ogłosił przywódcom środkowoeuropejskim, że Polska jest lokalnym (regionalnym) liderem. Co to w dyplomacji oznacza – nie trzeba komentować. A może trzeba: przyjechał wujek z daleka i nominuje najśmieszniejszego z sąsiadów – starostą tutejszym.

 

Tak więc – rozkraczeni między Europę i Amerykę – obie po swojemu nas traktują instrumentalnie – raczymy się poczuciem naszej ważności dla świata. Chciejstwo trymfuje.

 

 

*            *            *

Na stronie naszej dyplomacji napisano:

 

Partnerstwo Wschodnie to pierwsza całościowa inicjatywa wprowadzona do systemu stosunków zewnętrznych Unii Europejskiej, skierowana do Armenii, Azerbejdżanu, Białorusi, Gruzji, Mołdowy oraz Ukrainy. Partnerstwo Wschodnie ma za zadanie przyczynić się do zbliżenia i integracji państw Europy Wschodniej i państw Kaukazu Południowego z Unią Europejską. PW wprowadza nową jakość w relacjach pomiędzy UE a państwami nim objętymi poprzez postępującą i stopniową integrację tych państw i ich społeczeństw z Unią Europejską.

 

Do głównych celów Partnerstwa Wschodniego należą: doprowadzenie do ustanowienia politycznego stowarzyszenia, stworzenie pogłębionych i kompleksowych stref wolnego handlu państw partnerskich z UE, postępująca liberalizacja reżimu wizowego, prowadząca do ustanowienia reżimu bezwizowego oraz utworzenie struktury współpracy wielostronnej z państwami partnerskimi w postaci czterech platform tematycznych (ds. demokracji, dobrego zarządzania i stabilności, ds. integracji gospodarczej i konwergencji z politykami UE, ds. bezpieczeństwa energetycznego, ds. kontaktów międzyludzkich).

 

Kto i kiedy podpowiedział Polakom ten sześciokątny pomysł – nie wiadomo, ale wiadomo, że to Polacy wymyślili. Może chodzi o nowy wariant konceptu „imperium od morza do morza”: kiedyś była mowa o morzach Bałtyckim i Czarnym, dziś przesuwamy ambicje ku Morzu Kaspijskiemu.

 

Ja rozumiem, jest wiele argumentów za tym, by Polska stała na czele ekspansji Demokracji ku Azji Środkowej (tu inspiratorem jest chyba Ameryka), ale do tego potrzeba pozycji rzeczywistego, a nie nominowanego przez Obamę lidera regionu, trzebaby też jasno rozszyfrować interes Polski na przykład w Azerbeidżanie. Widzę jednak jeszcze więcej argumentów za tym, by Polska zajęła się stanem własnej demokracji i gospodarki, pozostawiając manewry środkowo-europejskie komuś innemu.

 

Jeśli weźmiemy pod uwagę, że Rosja bez większych ceregieli, jednym pstryknięciem niweczy zamaszyste ruchy polskie (Białoruś, Ukraina, Gruzja, Czeczenia) – to widać, że projekt partnerstwa Wschodniego jest – obiektywnie – antyrosyjski. Zaś Rosja odpłaca się Polsce jak umie. Jak na razie – cały ten dyplomatyczno-ekonomiczny interes „mamy w plecy”.

 

 

*            *            *

Polska nie nadaje się na regionalnego przywódcę. Europa Środkowa, rozpostarta w trójkącie między Tallinnem, Triestem i Odessą (albo w trójkącie między środkami mórz Bałtyckiego, Adriatyckiego i Czarnego) – nie jest zintegrowanym podmiotem stosunków międzynarodowych, a sama Polska w tym towarzystwie robi za ofiarę Losu (sama zaś o sobie wie, że jest męczennikiem Historii).

 

Nawet jeśli obie inicjatywy polskie w regionie są podszyte jak najczystszymi intencjami – to obiektywnie są przekąską dla snujących poważne plany Europy i Ameryki, a pośrednio (a’rebours) również Rosji.

 

Nie ma takiego sąsiada Polski, z którym nasze stosunki można zdefiniować jako przynajmniej poprawne. No, może Słowacja? Jest za to wiele poważnych potknięć albo niemocy w naszych „dobrosąsiedzkich” stosunkach, które dyskwalifikują Polskę jako kogoś, kogo warto wesprzeć w jej inicjatywach.

 

Aby do tego dojść, wystarczy poczytać priorytety dyplomacji naszych sąsiadów, jawne i łatwo dostępne dla lektury.

 

Niepowodzenie ostatniego „szczytu” Partnerstwa Wschodniego, zakończonego połajankami i brakiem apetytu niektórych, którzy wyjechali przed wspólnym posiłkiem – to najlepszy dowód na to, że może warto zająć się codzienną, pozytywistyczną robotą, zwłaszcza na naszej umęczonej wyspie, której zieleń zamienia się powoli w ugór i topiel.

 

Idzie jesień, może złota polska, a może szaruga?

 

 

Wyszukiwanie

Kontakty

Pasje-moje

Temat: Od trójkąta do sześciokąta. Mrzonki polskie

Nie znaleziono żadnych komentarzy.