Jan "Myslnik" Herman

Niemota przeraźliwa

2010-09-04 10:32

 

 

Jeśli masz w szkole 10 godzin matematyki tygodniowo i jakiś minimalny doping do podręczników – to choćbyś był nie wiem jakim matołkiem, będziesz zorientowany w cudownościach matematyki.

 

Jeśli co dnia używasz komputera nie tylko jako maszyny do pisania, ale też robisz jakieś rysunki, statystyki, muzyczki, używasz licznych aplikacji – to po roku takiej niezobowiązującej praktyki możesz być pewien, że nie jesteś komputerowym gapiszonem.

 

Jeśli jesteś nie tylko kibicem, ale choćby dwa razy w tygodniu spocisz się próbując jakichś ćwiczeń sportowych – to po jakimś czasie rozumiesz różne mikro-sytuacje oglądanego w telewizji wydarzenia sportowego.

 

Eskimos zna i potrafi znaleźć „sposób” na około 20 rodzajów śniegu. Człowiek z Amazonii najprawdopodobniej nigdy śniegu nie widział na oczy.

 

Można tę wyliczankę kontynuować. Również przytaczając przykłady samobójcze: jeśli raz ukradniesz z głodu, to po jakimś czasie staniesz się specjalistą od rozmaitych kradzieży na ogródkach działkowych i w innych miejscach poręcznych dla podratowania budżetu dnia. Może nawet osiągniesz poziom „normalnych” złodziei.

 

Łatwo jest stać się specjalistą od różnego rodzaju alkoholi i używek, równie łatwo, jak być dżentelmenem zorientowanym, którym sztućcem co się trąca. Wystarczy być dopuszczonym do jednych możliwości, a odsuniętym od innych.

 

Siermiężna ludowa mądrość powiada w tej sprawie: TRENING CZYNI MISTRZA.

 

Jeśli na tę mądrość nałożyć krzywą Gaussa, która mówi, że gdy 10 uczniów wciąż uczy się matematyki, to po jakimś czasie 1 będzie mistrzem, z drugiej strony 1 będzie wciąż ignorantem, 4-ch będzie przeciętniakami, 2-ch będzie ponadprzeciętnych i 2-ch poniżej przeciętnej. Tak się rozkładają talenty, predyspozycje, skłonności, zainteresowania, niezależne w jakimś sensie od nas samych.

 

I już dochodzimy do sedna, bo mówię o tym, co zwykło się nazywać Obywatelstwem.

 

Otóż stosunkowo prosto jest uczynić kogoś bezrobotnym, a po roku dać mu pracę i jakieś pieniądze, po czym pokazać: on nie umie nawet prawidłowo łopaty trzymać, nie ma chęci do roboty, a zasiłek przeznacza na głupoty, zamiast nim gospodarzyć.

 

Łatwo jest uczynić kogoś bezdomnym, a potem dać mu kąt i z przerażeniem obserwować, że on traktuje to miejsce nie jak dom, tylko jak szałas w podmiejskich chaszczach.

 

Łatwo jest odciąć ludzi od decydowania o swoich sprawach, a potem rzucić na nich jakiś samorządowy ciężar i drwić: chcieliście, to macie, widać, że to was przerasta. I wtedy z powrotem zabieramy dla siebie ich podmiotowość, samorządność, samostanowienie, suwerenność, autonomię – bo sobie z nimi nie radzą, a my to jakoś zagospodarujemy, nawet z ich wyuczoną roszczeniowością, bo „oni” chcieliby realizować wypaczoną swoją podmiotowość, nic nie odpowiadając za siebie ale żądając kokosów i frykasów.

 

Nieraz słyszymy, od tych, którzy „robią w Demokracji”,  że owa demokracja to nie jest rzecz łatwa. Nie chcemy dosłyszeć, że owi fachowcy od demokracji skierowują te słowa do tych, którzy nie są w owej demokracji obyci, są od niej odcięci, są podłączeni do niej kroplówką: ty się nie wtrącaj, ja to załatwię, nie zginiesz ce mną”. Przecież tak wyglądają wszystkie kampanie wyborcze, od gminy po parlament!

 

A gdyby tak potrząsnąć tymi wydrwi-demokratami i skierować ich własne słowa do nich samych? Że Demokracja jest najtrudniejsza dla tych, którzy już wiedzą, na czym ona miałaby polegać? Co z tego, że wewnątrz „demokratycznej elity” radzą sobie nieźle? Niech teraz podciągną innych, tych, co sobie nie radzą, bo stali za drzwiami długie lata!

 

Wierni powiadają: wiara to nie wyścig do Pana Boga, Pan będzie bardziej kontent, jeśli zamiast przybiec pierwszy i domagać się premii, nieco się poświęcisz i dobiegniesz do niego w większym stadzie owieczek, w przyjaźni z nimi i we wzajemnym wsparciu.

 

Jeśli jest gdzieś Pan Demokratyczny – to niewątpliwie najwięcej błogosławieństw trzyma on dla tych, którzy wspólnie, wspierając jeden drugiego, uczą się demokracji, obywatelstwa, samorządności, współ-gospodarzenia, wybaczając jeden drugiemu, że nie są jeszcze tak doskonali, jakby od nich oczekiwano. Niech ćwiczą, niech się potkną parę razy, a liżąc rany przemyślą, przedyskutują, co mogło być „nie tak”.

 

Z uporem godnym tej sprawy serwuję różne rozwiązania społeczne w tej sprawie, na przykład Ordynację Sołtysowską, , właściwie żądam  zmian ustrojowych, mając świadomość, że to tylko głos w dyskusji, mając też świadomość, że kudy mi do Mistrzów Demokracji, co to reformy wdrażali, na co dzień zarządzają nawą publiczną i wiedzą lepiej.

 

Ale też mam nadzieję, że kiedy o Demokracji zaczniemy myśleć małymi porcjami, a nie od razu i łapczywie – może się udać!

 

 

 

Wyszukiwanie

Kontakty

Pasje-moje

Tematy do dyskusji: Niemota przeraźliwa

Nie znaleziono żadnych komentarzy.