Jan "Myslnik" Herman

Mongolska maniana

2011-04-21 12:33

 

Może to głupie, ale ilekroć jestem we wspólnej podróży z Mongołami – a zdarza mi się to coraz częściej – mam nieustające wrażenie owej „maniany”. To hiszpańskie słowo, tożsame w swym głębszym znaczeniu z „spokojnie, odpocznijmy, zastanówmy się, nie palmy się” – idealnie pasuje do tego, jak znosi się tu rozmaite przeszkody, zatrzymujące „przemarsz”.

 

Trzeba coś wyjaśnić: od czasu, kiedy Rzeczpospolitej Polskiej odechciało się mieć ambasadę w Ułan Bator –każdy Mongoł, który chce odwiedzić Polskę, musi udać się do Irkucka (2 doby, w tym uciążliwe przejście graniczne), starać się o wizę w Konsulacie RP (10-14 dni), potem jakoś dotrzeć do granicy UE (przez Białoruś, albo Litwę czy Łotwę), przekroczyć granicę (to najpoważniejsza trudność, ze względu na łatwość podejrzenia, że Mongołowie nic innego nie umieją, tylko znikać w przestrzeni europejskiej).

 

Na każdym z tych etapów Mongoł podejmuje duże ryzyko finansowe. A przede wszystkim spędza dużo czasu na oczekiwaniu.

 

Niespotykana – i budująca – jest ilość sposobów na spędzanie wolnego, „podarowanego” przez biurokrację czasu. Ten najbardziej oczywisty – to sen, czy po prostu wylegiwanie się. Ale też Mongołowie mają miliony tematów do omówienia, zarówno ze sobą, jak też z przygodnymi gospodarzami, u których przyszło im nocować (gościnność mongolska nie zna granic, w przeciwieństwie do polskiej, która z czasem gotowa jest wygasnąć). Zdarza się też, że goście podejmują się rozmaitych drobnych prac, pomagając gospodarzom w ich przedsiębiorczości. Albo po prostu zwiedzają okolicę.

 

Rzadko kiedy – właściwie nigdy – spotyka się Mongołów „imprezujących” w naszym słowiańskim stylu, kiedy to biesiada obfituje w alkohol, głośne śpiewy, czasem burdy, sprzeczki i podobne potyczki. Pod tym względem dyscyplina i cierpliwość Mongołów niejako muszą kojarzyć się z czasami, kiedy ich przodkowie podróżowali tysiącami kilometrów, obozowali tygodniami, miesiącami w jednym miejscu, gromadząc zapasy, żyjąc „na walizkach”, a w wolnych chwilach tocząc boje i – co tu gadać – wyrzynając w pień tych, którzy nie okazali im należytej gościnności.

 

Nie, dziś Mongołowie nikogo w pień nie wyrzynają, ponad 90% z nich to buddyści, całkiem poważnie praktykujący.

 

Chcę tylko powiedzieć, że ta nasza „europejska” pośpieszność, punktualność, doganianie wszystkiego, agresywność w obawie przed niepowodzeniem – wydaje się Mongołom całkiem obca.

 

 

Wyszukiwanie

Kontakty

Pasje-moje