Jan "Myslnik" Herman

Każdy kryzys kiedyś się kończy?

2012-02-05 17:33

Wysłuchałem w ostatnich tygodniach kilkudziesięciu fachowców od ekonomii zwanej przeze mnie podręcznikową albo Fenicjum (bo taki sposób myślenia zapoczątkowali kupcy śródziemnomorscy, a w ślad za nimi klasycy ekonomii podręcznikowej).

 

U podłoża dysput, jakie obserwowałem, leży przekonanie, że problemy Ameryki, Europy czy Polski – jeśli są – to są chwilowe, niejako naturalne, wkodowane w „pulsacyjny” charakter gospodarki zwanej rynkową.

 

Nikt – literalnie: nikt – nie podnosił takiego oto problemu, że obserwowane w ostatnich dziesięcioleciach rozmaite spazmy mają charakter budżetowy, a więc polityczny, choć upierzone są w literaturę fenicjańską.

 

Oczywiście, że wszelka słabizna gospodarcza bierze się stąd, że odbiorcy nie są wstanie wchłonąć tego, co „dla nich” wytworzono, a jeśli im się to „wmusi” metodami „no, weźże” (promocje, wsparcie, ulgi, wydłużone terminy spłaty) – to i tak po jakimś czasie wróci najważniejsza przeszkoda wzrostu ekonomicznego: rynek odmawia wchłonięcia oferty, więc dostawcy są kolejno z tego rynku eliminowani, pociągając za sobą kolejnych, i kolejnych…

 

Za kryzysy „rynkowe” płacą zawsze „ostatni w łańcuchu”, czyli zwykli konsumenci i mali przedsiębiorcy.

 

Czyli – powie ekonomista-fenicjanista – problem ma charakter stricte ekonomiczny. Ja zaś – gdybym mógł – odpowiadam: nie, to jest problem budżetowy, a budżety państw, samorządów czy nawet korporacji – to budżety polityczne, konstruowane nie jako wypadkowa procesów rynkowych, tylko jako wynik woli zarządców.

 

Budżet jest i był od zawsze listą pomysłów „kierownictwa” na wydatkowanie „płynnych” i spożytkowanie „majątkowych” dochodów stanowiących „odpis” od strumieni gospodarczych powodowanych naturalną żywotnością ekonomiczną (każdego z nas) i przedsiębiorczością (tych najaktywniejszych). Na pierwszym miejscu wszelkiego budżetu jest (1)zaspokojenie potrzeb zarządcy (Państwa, administracji samorządowej, kierownictwa korporacji), potem (2)poszerzenie wąskich gardeł i (3)wsparcie słabych ogniw. Na końcu są (4)elementy dynamizujące gospodarkę i (5) poszukiwanie nowych pól rozwoju i postępu.

 

Taka kolejność priorytetów co do listy pomysłów jest powodem kryzysów ostatnich dziesięcioleci. Bo jej konsekwencją jest to, że w chwilach „zwykłych” rynkowych wahnięć „kastruje” się wszelkie projekty dalekowzroczne oraz projekty wymagające „wyłożenia” dużych środków i do tego wsparcie „słabizn” gospodarczych (wykluczenia społeczne i strukturalne).

 

Za kryzysy Polityczne” w gospodarce płacą ci, którzy są „wyznaczeni” przez zarządców jako ofiary kryzysu. Oczywiście, najczęściej są to znów „szeregowi” konsumenci i drobni przedsiębiorcy, ale mogą to też być inne warstwy społeczne.

 

W Ameryce np. arbitralnie wyznaczono jako „ofiarę” część sektora finansowego oraz liczna warstwę „rwaczy dojutrkowych”, czyli wszelkiej maści „naganiaczy” wciskających konsumentom i przedsiębiorcom rozmaite „produkty finansowe”. Takie rozwiązanie nic nie dało, zachowane mechanizmy kryzysowe dość szybko przywróciły kilkusetbilionowe zadłużenie. Wszyscy czekają na „bombę”, która ostatecznie rozsadzi Amerykę jako lidera światowej gospodarki. Są już następcy, uprawiający „grę buldogów pod dywanem”.

 

W Europie jako ofiary kryzysu „nominuje” się całe państwa: wielka operacja scalania Europy pod kierownictwem niemieckim ((francuskim?) polega właśnie na tym. Ucierpi też sektor usług.

 

W Polsce mamy od lat chroniczny kryzys budżetowy, narastający ostatnio lawinowo. Zarządcy polskich budżetów (połączonych w hybrydowo-matrycową sieć) idą w trzech kierunkach:

 

a)     Zespolenie polskiego systemu budżetowego z europejskim;

b)     Odsysanie-drenowanie ostatnich rezerw konsumenckich i przedsiębiorczości (rozkwit rwactwa dojutrkowego);

c)      Umacnianie i kupowanie lojalności siłowych sektorów Państwa (jako zabezpieczenie przed zaburzeniami społecznymi);

 

Ten kryzys nie skończy się inaczej niż zmianą priorytetów, o których mowa powyżej. Kosztem podmiotowości Polski jako gospodarki.

 

A statystyczni zaklinacze – niech dalej bujają w obłokach…

 
 
 
 

 

 

Wyszukiwanie

Kontakty

Pasje-moje