Jan "Myslnik" Herman

Giełda - spekulacja czy inwestycja. Tło w roli głównej

2012-01-11 08:45

Istotą giełdy – np. towarowej – jest nagromadzenie w jednym powszechnie dostępnym miejscu możliwie najpełniejszej informacji rynkowej (ile towaru, jakiego, po jakiej cenie, w jakim terminie, na jakich warunkach szczegółowych), jak też nieskomplikowanej możliwości szybkiego dokonywania transakcji. W tym sensie giełda jest rynkiem w pigułce. Jak każdy rynek – nie pozbawionym mechanizmów monopolizujących.


Pradziadkiem giełdy towarowej jest bazar (po polsku: targowisko), które tym różni się od sklepu, że jest zwoływane „na termin”, nie ma charakteru permanentnego (choć jednym z mechanizmów monopolizujących jest utrwalanie warunków szczegółowych i cen). Wyższość giełdy nad targowiskiem jest taka, że na giełdzie dopuszczalna jest „obecność” jedynie wzorców towaru, a nawet samych informacji o towarze (sam towar jest „na magazynie” albo u producenta).


Ktokolwiek udaje się na giełdę – w domniemaniu prawa udaje się po towar. Jeśli kupuje teraz po to, by za chwilę odsprzedać (czyli nie ma zamiaru wykorzystywać towaru zgodnie z przeznaczeniem, użytecznością) – to jest spekulantem, który niewątpliwie zrobi wszystko, by ewentualnego zysku spekulacyjnego nie pozostawić przypadkowi.


Środki uzyskane na giełdzie przez sprzedawców (czasem z pomocą wyspecjalizowanych pośredników) służą w domyśle reinwestowaniu, reprodukcji. Jeśli przeznaczane są na inne cele (zwłaszcza przez pośredników) – są tą samą spekulacją, jak obrót „kupił-sprzedał”.


Nieco inaczej działa giełda papierów wartościowych. Jej prapoczątkiem są bardziej lub mniej anonimowe „zrzutki” (public collection) na konkretne przedsięwzięcia: kolej, szkoła, kopalnia, zasiewy, itd., itp. Każdy podmiot, który chce pozyskać „z rynku” anonimowe pieniądze na swoje przedsięwzięcia – publikuje tzw. prospekt emisyjny, w którym przekonuje ewentualnego inwestora (przyszłego współ-udziałowca), że planowane przedsięwzięcie ma sens ekonomiczny.


Inwestor kupujący udziały w podmiotach gospodarujących przeznaczone na konkretne przedsięwzięcia – liczy na to, że owe przedsięwzięcia będą rentowne i przyniosą mu tzw. dywidendę, czyli odpis od przyszłych zysków.
Jeśli podmiot gospodarujący „kręci” i obiecuje dywidendy, których wiadomo, że nie będzie – to wyłudza środki od anonimowych współ-udziałowców.


Jeśli nabywca udziałów kupuje je tylko po to, by za chwilę odsprzedać z zyskiem – to jest spekulantem, który niewątpliwie zrobi wszystko, by ewentualnego zysku spekulacyjnego nie pozostawić przypadkowi, podobnie jak spekulant z giełdy towarowej.


Obrót papierami wartościowymi bardziej wyrafinowanymi niż udziały (akcje) – jest tym bliżej spekulacji, im większe wyrafinowanie „produktu”.


Trzecim polem spekulacji – poza giełdami towarową i papierów wartościowych – jest obrót zadłużeniami, związany z obligacjami, walutami, gwarancjami, akcjami kredytowymi, pożyczkowymi, windykacyjnymi, ubezpieczeniowymi, loteryjno-hazardowo-totalizatorskimi. Tu też mamy do czynienia z giełdami, tyle że nie zinstytucjonalizowanymi, zatem też występują ci, którym potrzebna jest konkretna usługa i ci, którzy spekulują.


Spekulacja - zarówno towarami jak też papierami wartościowymi czy walorami – jest glebą rodzącą kapitał fikcyjny. O ile kapitał jako taki jest czyimś tytułem do dochodu (udziału w społecznej puli dobrobytu), społecznym uznaniem wartości-użyteczności czyjegoś wkładu do tej puli, o tyle kapitał fikcyjny jest tytułem do dochodu nie mającym pokrycia we wkładzie do społecznej puli dobrobytu. Ktoś świadczy społeczeństwu mniej niż warte są jego uprawnienia do czerpania. Albo nic nie daje – a ma prawo brać. Albo wręcz szkodzi – a mimo to ma prawo do udziału w dochodach.


Cóż wnosi do rozwoju branży towarowej ktoś, kto teraz kupuje, a za chwilę sprzedaje towar? On korzysta tylko z sekretnej informacji (monopol) albo sam taką generuje (manipuluje rynkiem). Podobnie ktoś, kto staje się współ-właścicielem przedsiębiorstwa-przedsięwzięcia zaledwie na kilka godzin czy dni. Podobnie ktoś, kto udziela kredytów czy ubezpiecza minimalizując korzyści kredytobiorcy czy ubezpieczonego, maksymalizując zaś swoją „rentę”.



*    *    *
Wbrew pozorom nie jest trudno oddzielić na giełdach i rynkach ziarno od plew, inwestycję od spekulacji. Sama giełda (w trzech opisanych postaciach) jest wyrazem postępu cywilizacyjnego. A jednak państwa wydają się promować – poprzez prawodawstwo – giełdowe działania spekulacyjne kosztem działań owocnych gospodarczo. I kiedy spekulanci masowo się „zlatują” na okazje – albo wręcz takie okazje generują – wtedy państwa udają, że właśnie to zauważyły i uruchamiają jakieś regulacje w szczegółowych sprawach.


Podpowiadam:
a)    Jeśli ktoś sprzedaje towar nabyty, zanim ów towar „przybrał” cechy zużycia-amortyzacji – jest spekulantem, a w jego działalności trzeba podejrzliwie doszukiwać się działań monopolistycznych lub manipulowania rynkiem;
b)    Jeśli ktoś kupuje papier wartościowy i odsprzedaje go, zanim odpowiadający mu „desygnat” zrealizuje swój cykl dochodowy (np. postawiony budynek musi zacząć służyć gospodarczo) – jest spekulantem, a w jego działalności trzeba podejrzliwie doszukiwać się działań monopolistycznych lub manipulowania rynkiem;
c)    Jeśli ktoś nabywa lub kreuje uprawnienia windykacyjne (należności) i wyzbywa się ich w warunkach wskazujących na „preparowanie długu” – jest spekulantem, a w jego działalności trzeba podejrzliwie doszukiwać się działań monopolistycznych lub manipulowania rynkiem;


Polska GPW wręcz została „ufundowana” na spekulacji (cóż to za giełda, na której przez 2-3 lata tylko frajerzy „przegrywali”, a znakomita większość miała przyrost w tysiącach procentów?).


Już dawno ukułem dwa pojęcia mające tu zastosowanie, które chętnie widziałbym opisane językiem prawa strzegącego interesy „naiwnych” nabywców towarów, inwestorów w papiery wartościowe czy kredytobiorców itp.


1.    Rwactwo dojutrkowe: niby-przedsiębiorczość nie nastawiona na konstruktywny wkład do społecznej puli dobrobytu, tylko na „skubnięcie i zniknięcie”;
2.    Więcierz mętny: pułapka prawno-proceduralna, nastawiona na to, że „drugiej stronie” powinie się noga, obliczona nie na „normalne” należności, tylko na dochód nadzwyczajny z działalności windykacyjnej;


Dużo możnaby tu dodać akapitów na temat deontologii (np. etyki biznesu), ponerologii (źródeł zła, kłamstwa i świństwa), suicydaliów polityczno-gospodarczych (praktyk doprowadzających Kraj, Ludność i Budżet do ruiny), przywołując zresztą dwa dzieła „ojca” ekonomii, Adama Smitha: „The Theory of Moral Sentiments” oraz załącznik do niej „An Inquiry into the Nature and Causes of the Wealth of Nations” (uwzględniając poprzedzające A. Smitha stulecie, z wkładem takich osób jak P. Boisquilbert czy F.Quesnay, Smith jest co najwyżej szwagrem ekonomii).


Dość powiedzieć, że w dobie drapieżno-drenażowych kontredansów w obszarze Polityki (kliki, koterie, kamaryle) i Walorów (kredyty, budżety, ubezpieczenia, fundusze, itp.), w dobie wrogiej Krajowi i Ludności Infrastruktury (albo ruina, albo drapieżna komercja) i Administracji (rugowanie obywatelstwa samorządnego na rzecz pospólstwa rejestrowego) – rwactwo dojutrkowe i więcierze mętne zdobywają sobie pozycję dominującą, a kapitał fikcyjny zaczyna być podstawową legitymizacją do rozliczeń społecznych.


A.    Przedsiębiorczość, którą nazwę rzeczywistą (biznesowa, społecznikowska, twórcza) musi ustąpić przed rwactwem dojutrkowym, które nie jest zainteresowane substancją, na której spekuluje, tylko jej odessaniem, nie ma zamiaru uprawiać i inwestować, tylko wyciska, odessiewa bieżące korzyści: widać to po coraz większej trudności małego i średniego budżetu, po rozroście „sektora rwaczych usług”, po lawinowym wzroście „układowego klienctwa” i „szaro-strefowości”;
B.    Wokół budżetów, banków, ubezpieczalni, funduszy, instytucji zamówieniowych, administracji, infrastruktury – rośnie „rafa koralowa”, która zgodnie, wspólnie i w porozumieniu kształtuje prawo i obyczajowość, na mocy których mniej liczy się „normalny” tryb usług administracyjnych, infrastrukturalnych i finansowych, a bardziej karne i dodatkowe opłaty, odsetki, koszty prawne, blokady, szantaże, przejęcia, nagłe zwroty sytuacji, inscenizacje mimikrowe;


O szkodliwości kapitału fikcyjnego (powtórzmy: fałszywe tytuły do dochodów, nie poparte wkładem do społecznej puli dobrobytu, ale pierwsze w kolejce do wypłaty w razie kryzysu) – świat przekonuje się dość często, ostatnio wciąż i wciąż – ale widać, że polska Polityka ma poważniejsze problemy na głowie – albo w ogóle ucieka od problemów.
 

Wyszukiwanie

Kontakty

Pasje-moje