Jan "Myslnik" Herman

Zmartwienia polskie

2010-03-03 13:29

Zmartwienia polskie

 

Na przedwiośniu 2010 w Polsce „zamiatają” przede wszystkim ludzie prawicy (biznes, sukces, myślenie pozytywne, wybierzmy przyszłość, team, korporacja, firma, towar, giełda), a basuje im żywioł konserwatywny (Człowiek, Wiara, Bóg, Kościół, Ojczyzna, Dziedzictwo, Hierarchia, Ład, Rodzina, Modlitwa, Patriotyzm, Wspólnota, Tradycja, Kultura). Konkretnych partii-ugrupowań nie ma co wymieniać, powiedzmy tylko sobie, że nie chodzi wyłącznie o dwa wiodące kluby parlamentarne, ale o rozległe pakiety-kompleksy, w skład których wchodzą rozmaite telewizje, rozgłośnie radiowe, redakcje, czasopisma i gazety, portale internetowe, kluby dyskusyjne, inicjatywy lokalne i ogólnokrajowe, kapitał poutykany w bardziej lub mniej sekretnych miejscach, lokalne i „ważniejsze” kamaryle, salony, grona stowarzyszeń, organizacje przykościelne, firmy nomenklaturowe, itd., itp. no, i przede wszystkim o struktury terenowe, które na dowolne zawołanie wyborcze gotowe są do wszelkich działań alertowych.

 

Między nimi kołacze się lewica, która ma to samo, tyle że w formie przetrwalnikowej, rachitycznej, fasadowej, a niekiedy nawet pozornej. I znów – nie wymieniając konkretnych jaczejek politycznych – powiedzmy sobie, że lewica koncesjonowana (od lat przypinająca sobie to miano na klapach i firmówkach) nie jest w stanie dogadać się z lewicą flibustierską, podskakiewiczowską, narwaną. Lewica jest do tego stopnia słaba, że takie pojęcia jak samorządność, sprawiedliwość, wyzysk, równouprawnienie, prawa konsumenckie, oświata, rozwój duchowy i obywatelski – wcale nie są kojarzone z myśleniem lewicowym, zostały „wykradzione” lewicy na jej własne życzenie. Inteligencja lewicowa szuka swojej szansy wypowiedzi u konserwatystów i na prawicy. Młodzież nie wie co o tym myśleć, jak pogodzić odruchową wrażliwość społeczną (a właściwie wolontariacko-humanitarną) z racjonalnym myśleniem o przyszłości, kiedy się już „wydorośleje”. Ucieka w tematy ważne, ale w swej istocie powierzchowne i drugorzędne: równość między-płciowa, ochrona mniejszości seksualnych i etniczno-narodowych (religijnych już nie, bo po co), ekologia, bezrobocie, bezdomność i w ogóle wykluczenia społeczne, prawa człowieka (w tym na pierwszym planie środki antykoncepcyjne i aborcja), itd., itp.

 

Co lewica podejmie jakieś starania integracyjne, re-unijne, nowe otwarcie – to upada po miesiącu, góra po trzech latach (Lewica i Demokraci, Kongres Porozumienia Lewicy). Dla zachowania przyzwoitości media „pielęgnują” kilkoro lewicowców-komentatorów: Ordyński, Sierakowski, Rolicki, Kik, Dębski, może Żakowski, może Paradowska, do tego zestaw starych, dobrych „komunistów”, z których każdy chyba poza Senyszyn i Kaliszem był już szefem partii lewicowej, a na pewno przegrał mając wcześniej wielką władzę polityczną w ręku. Oryginalne na swój sposób postacie w tym gronie to Kołodko i Kowalik, profesorowie nad wyraz czynni naukowo.

 

Związki zawodowe, po intensywnych doświadczeniach politycznych, dziś wycofały się na stanowiska konserwatyzmu a’rebours, żądając od pracodawców dzielenia się zyskiem z pracownikami, udowadniając na każdym kroku, że bez kapitalizmu i wyzysku trudno byłoby im znaleźć miejsce w przestrzeni społecznej i w Historii, zatem flirtują z kapitałem i „przedsiębiorczością”, pohukując na nie, ale tak, by im krzywdy nie uczynić.

 

Na to wszystko z góry spogląda największy Kościół, który umacnia swą odwieczną markę stabilizatora i mentora – w Polsce wiąże się to z bezprecedensowym pomnażaniem majątku i zakulisowym wpływem na kształt instytucji państwowych, a nawet prawa, w tym Konstytucji.

 

W takiej sytuacji odkrywamy, że Polską rządzi w rzeczywistości Popyt na Aby Było (PnAB), inaczej: Kult Przetrwania, przenikający przede wszystkim tzw. szary lud, masy, elektorat, publiczność, milczącą większość. Rzeczywista struktura społeczno-polityczna naszego kraju i związane z nią wszelkie stratyfikacje (w tym te definiujące status majątkowy, pozycję środowiskową, poziom życia) osnuta jest na żelbetonie państwowo-samorządowym. To trzeba powtórzyć z podkreśleniem: znakomita większość ludzi mieszkających w Polsce uzależnionych jest w swoich najbardziej życiowych sprawach od tego, jak blisko i w jaki sposób są oni związani z jakimkolwiek urzędem. Albo pracują w urzędzie, albo w placówce zarządzanej jakoś przez urząd, albo otrzymują stamtąd odpłatne zadania, albo czerpią stamtąd zapomogi, albo dofinansowania do edukacji, wypoczynku, itd., albo też bronią się przed urzędami (skarbowym, sądowym, komorniczym, policyjnym, armijnym, koncesyjno-pozwoleniowym), aby uratować jakąś część siebie i swojego dorobku.

 

Mógłby ktoś powiedzieć: bzdurzysz, podatki, koncesje i sektor państwowy albo komunalny są wszędzie. Racja, tylko chyba nigdzie nie są one w takim stopniu panami życia przeciętnego mieszkańca kraju. Nazwałem to niedawno neototalitaryzmem i tego się będę trzymał. To nie jest patologia, jakiś wyjątek od reguły, tylko swoista, nasza, ojczyźniana Norma. Nienormalna Norma. Do tego stopnia, że podmioty gospodarcze chcące odnieść sukces na rynku najczęściej udają, że mają coś wspólnego z Państwem, upierzają na tę modłę swoje nazewnictwo, regulaminy a nawet mundurują pracowników.

 

Kiedy zechcieć rozszyfrować pojęcie „żelaznego elektoratu” (czyli takiego, który bezwzględnie zagłosuje tak jak sobie tego życzą liderzy polityczni), to trzeba zwrócić uwagę na takie przyczółki, jak spółki komunalne, gminne placówki oświatowe i kulturalne, samorządowe placówki ochrony zdrowia i socjalne, miejskie i wielkomiejskie ośrodki „przerobu” funduszy unijnych (tam, gdzie zatrudniani są eksperci oceniający wnioski konkursowe), sieci informacyjne agencji i funduszy pozabudżetowych, sieci infrastruktury (wodociągi, kanalizacja, drogi, telefonia, ogrzewanie, elektryczność, info-media, itp.). Pokrywają one dość równomiernie mapę kraju (zagęszczają się proporcjonalnie do zurbanizowania), ogromadzając wokół siebie „zaprzyjaźnione” (a może „sprawdzone”) organizacje pozarządowe i takież firmy usługowe. Całość stanowi „układ”, wobec którego skupiają się zakulisowe kampanie wyborcze i powyborcze sojusze.

 

Na tym tle wszelkie zawołania o samorządności i obywatelstwie, o braniu spraw w swoje ręce, o Przyjaznym Państwie, o odchudzaniu urzędów, o decentralizacji, o obniżeniu podatków i akcyz oraz opłat – to kurtyna, która mimo trwającego wciąż przedstawienia, zasłania widzowi scenę i harcujących po niej aktorów, można co najwyżej rozpoznać błyskające Pi-aR-em maski.

 

W naszym teatrze najlepszy afisz ma dziś sztuka „Prezydenci in spe”, ale już dziarsko pisze się scenariusze dla „Samorządu Lokalnego” i „Parlamentarzysto, obiecaj a wybranym będziesz”.

 

Moim wkładem do tych scenariuszy będą trzy mini-sagi: o Człowieku (dla konserwatystów), o Przedsiębiorcy (dla prawicowców) i o Wyzysku (dla lewicowców).

Wyszukiwanie

Kontakty

Pasje-moje

Tematy do dyskusji: Zmartwienia polskie

Nie znaleziono żadnych komentarzy.