Jan "Myslnik" Herman

Turystyczny szamanizm

2011-04-23 18:33

Zaczęło się niewinnie, od potrącenia przeze mnie takiego wielodzwonkowego wisiorka zawieszonego tam, gdzie na salonach jest miejsce dla żyrandoli. Taki wisiorek składa się z kilkunastu rozmaitych dzwoniących elementów, z których jedne są rurkowate, inne aniołkowate, jeszcze inne jak mini-talerzyki w mini-perkusji. Inwencja producentów tego „urządzenia” nie zna granic, często pojawiają się delfinki, jakieś inne postaci, jakieś wymyślne kształtki. W Polsce znamy ten wyrób, w wersjach drewnianych i szklano-paciorkowych. Jego podstawowa cechą jest dzwonkowy wielogłos, kiedy wieje wiatr albo kiedy ktoś potrąci któryś z elementów. Wiesza się to na balkonach, albo przed wejściem do domu, a wersje delikatniejsze – w pokojach i przedpokojach.

Wywróżono mi szczęście, bo potrąciłem ten wisiorek tak jakoś, że odezwała się melodyjka, a nie jakiś nieregularny zbiór dźwięków. Wiadomo: jak masz kilkanaście elementów, to kombinatoryka (taki dział rachunku prawdopodobieństwa) przewiduje setki możliwych sekwencji, kombinacji dźwięków. Niektóre z nich „muszą” być melodyjkami. Ja – trafiłem.
Kiedy wróżono mi szczęście, ja żartując odparowałem opowieścią o teorii chaosu: podaje się niewiedzącym, że ta teoria dopuszcza, iż trzepotanie skrzydełek motyla w Amazonii może być całkiem oczywistą przyczyną burzy nad Syberią. Cokolwiek się bowiem zdarzy, jest uwarunkowane niemal niezliczoną liczbą okoliczności, nigdy zresztą nie wiadomo, która z nich „doszlusuje” ostatnia i będzie „oskarżona” o to, że coś wywołała.
Kiedy na przykład chodzisz od rana nabuzowany, bo wstałeś lewą nogą – przez cały dzień odkładają ci się na sercu i duszy różne nieprzyjemności, których normalnie byś nie zauważał. A to ktoś nie tak spojrzy, inny nie tak się odezwie, patyk leży pośrodku ścieżki i trzeszczy nadepnięty, do tego swędzą plecy w miejscu, które trudno dostać ręką, a patyk akurat rozdeptaliśmy. Ostatecznie burczymy na kogoś, kto nam się uprzejmie ukłonił, a wszyscy się dziwują, czy nas giez ukąsił, czy jesteśmy aż tak okropni. Wreszcie wybuchamy: co was obchodzi to wszystko!? Właśnie, tak działa teoria chaosu: przyczyn wiele, a jedna-jedyna, ta krytyczna, wywołuje nagromadzony uprzednio skutek, choć ona sama (ta przyczyna) jest błaha, maleńka i nie adekwatna wobec skutku, który „wywołała”.
Potakują głowami. Wiedza swoje. Tu, w Azji Centralnej, nikt nie wymyśla teorii chaosu, bo i tak wszyscy wiedzą, że cokolwiek jest, cokolwiek istnieje – jest częścią Wielkiego Zamysłu. I dobrze byłoby, żeby było częścią dopasowaną, współgrającą, bo jakże byłoby, gdyby lewa ręka kłóciła się z prawą, oko z uchem, język z nogami? Nic by nie działało i tragedia gotowa. Dlatego – tu część praktyczna trącająca o buddyzm – człowiek ma wciąż się doskonalić w „dopasowywaniu” siebie do Wielkiego Zamysłu, powinien trochę siebie poświęcić na to by dociec, jakie zadanie ma Wielki Zamysł konkretnie dla niego. Bo kiedy znamy naszą Rolę i nasze Przeznaczenie – łatwiej nam pójść właściwą drogą.
Oczywiście, jest sporo życiowych zasad uniwersalnych, ogólnych: na przykład kiedy rano wstajesz, warto zacząć dzień od tego, by w czymkolwiek pomóc komuś innemu, a przynajmniej zapytać, co możnaby dla niego zrobić. Podarować choćby dobre słowo. Kochać wszystko jakim jest, kochać wszystkich kimkolwiek są. A kiedy za dnia ktoś nas wkurza, kiedy coś nas dręczy – zamiast oddawać się wkurzeniu i udręczeniu – warto zastanowić się nad tym, skąd się akurat wzięło, że ktoś nas wkurza, coś nas dręczy. Może to wkurzenie i udręka tkwią w nas samych, a może są częścią Przeznaczenia? Pod rządami takich refleksji łatwiej jest znieść niegodności życia, te codzienne i te poważniejsze, składające się na nasz Los.
Największym wrogiem Człowieka jest jego własne, przyrodzone „ja”: jeśli oddamy się swojemu egoizmowi, to z czasem, krok po kroku, gotowi jesteśmy uczynić wiele złego, by owo „ja” zaspokoić. Trzeba swoje „ja” kontrolować, a najlepszym sposobem jest próba wniknięcia w samego siebie i rozpoznania owego „ja”. Sposobem zaś szamańskim są różne dymy i zaklęcia oraz „zabobony”, takie jak właściwe, szczęśliwe potrącenie wisiorka. Czemu nie, jeśli to ma służyć ogólnemu polepszeniu wszystkiego?
„Sprzedałem” moim rozmówcom moją własną „drogę”, po której chciałbym dążyć, gdybym nie był tak słaby, jaki jestem: w życiu warto wciąż od nowa, delikatnie ale stanowczo, poszukiwać Piękna, Dobra i Prawdy. A kiedy już jest się pewnym, że wiemy, co to jest – podążać za nimi, w taki sposób, jaki akurat jest nam dany od Losu. I starać się brać życie radośnie, choć czasem wydaje się to skrajnie niemożliwe.
Akurat w tej sprawie znalazłem pełne zrozumienie, a że w życiu rzadko mi się to zdarza – skrzętnie to odnotowuję.
Acha, czy już wspomniałem o tym, że rozmaite szamańskie „gusła” bywają obecne przy każdej, najdrobniejszej czynności? Kupując „straganową” pamiątkę z tych stron, zastanówmy się, co oprócz miłego, fikuśnego gadgetu chce nam przekazać miejscowy „cepeliowski” twórca…

Wyszukiwanie

Kontakty

Pasje-moje