Jan "Myslnik" Herman

Czy nas stać i na co

2012-01-02 15:20

Z zainteresowaniem obserwuję – ostatnio przy kolejnym „gorącym kartoflu” – argumentację rządzących na rzecz ich „reform” z użyciem argumentów nie do przebicia: Budżetu nie stać na to i tamto.

 

Jestem najprawdopodobniej ekonomistą, sądząc z tego, czym się zajmuję 3/5 życia. Upoważnia mnie to do wyobrażania sobie, że przedsięwzięcia gospodarskie służą człowiekowi, rodzinie, przedsiębiorstwu, a Gospodarka służy Społeczeństwu. Jeśli służy czemuś innemu – to trzebaby się poważnie zastanowić nad tym, o co komu chodzi.

 

Znane są działania, zabiegi i przedsięwzięcia oraz powstrzymania, które chwilowo pogarszają dostatek człowieka (np. inwestycje, oszczędności), ale jeśli po jakimś znośnym czasie efekt „rekompensaty z nawiązką” nie nadchodzi – działania, zabiegi i przedsięwzięcia oraz powstrzymania muszą być podsumowane jako błędne, a niekiedy szkodliwe.

 

Kiedy słyszę, że NFOZ nie stać na to, by wszystkich ludzi leczyć z wszystkiego, to muszę zapytać: ile stadionów zastąpi chorym ludziom efekt ich leczenia, uśmierzy ich ból i cierpienie oraz zwykłe chorobowe dolegliwości? Ile kilometrów autostrad?

 

Czym, jaką satysfakcją lub dobrodziejstwem zastąpić ludziom brak możliwości zatrudnienia, bezdomność, a choćby „zwykłą” nędzę?

 

Odpowiadam TAK na czające się pytanie: czy wolisz, abyśmy żyli bardziej siermiężnie, byle tylko uniknąć nierówności społecznych i biedy? Bo apologetom postępu łatwo jest zachwycać się punktowymi lub enklawowymi rozwiązaniami „że ho ho”, a nawet ich śladowymi wpływami na statystyki. Trudniej jest im już wskazać, w jaki sposób owe punkty, enklawy i nisze oraz statystyki poprawiają samopoczucie ogółu (pomijam propagandę sukcesu).

 

Nie zgadzam się z powszechnie znanym twierdzeniem „pierwszy milion można ukraść”, a także z poglądem Ernesta S., który masowe bankructwa małych przedsiębiorców uważa za oczywistą i potrzebną ofiarę społeczeństwa na rzecz tego, aby ostali się sami najlepsi. Wolę w to miejsce zawołania: pierwszy milion można zebrać wspólnie i samorządnie zadecydować o jego przeznaczeniu, a także „sukces nielicznych nie musi oznaczać upadku i dramatów jako doświadczenia większości”.

 

Za perfidny uważam program (np. Włodzimierza C.) „bogaćmy się, a kraj będzie bogaty naszym bogactwem”, wolę za to „ubogacajmy kraj, a potem każdemu dajmy równe szanse korzystania z tego wspólnego bogactwa”. Bo inaczej – po co komu społeczeństwo i państwo? Każdy by sobie sam „poradził”!

Bo Gospodarka i Rynek, jeśli występuje w formule „gra wszystkich ze wszystkimi o wszystko”, jest złem wcielonym, kończy się natychmiast monopolami (bo kto wygrywa, ten „zaklepuje” sobie swoje miejsce rozmaitymi sztukami i następni mają już ciężej), a jeśli Państwo wspiera monopolizację i samo dołącza do tego procesu w roli istotnego beneficjenta – to jest do wymiany. Całe.

 

No, chyba że udowodni, iż jest w stanie zrealizować podstawowy cel gospodarowania – czyli satysfakcja z nawiązką ze skutków narzuconych poświęceń w terminie, którego jesteśmy w stanie dożyć.

 

Reszta – to bajdurzenie.

 
 
 
 

Wyszukiwanie

Kontakty

Pasje-moje