Jan "Myslnik" Herman

Chińczycy schodzą na psy

2012-01-14 08:18

Będzie trochę teoryzowania na temat wariactwa chińskiej młodzieży na tle gadgetów Apple.


Media donoszą: Zgromadzony przed pekińskim Apple Store 500-osobowy tłum zdenerwował się na wieść o tym, że premiera smartfonu została przesunięta na inny dzień.


Większość z czekających to były ponoć osoby planujące kupić telefon a następnie go odsprzedać za znacznie większe pieniądze. Na wieść o tym, że dziś nic nie zarobią, ponoć stały się... niespokojne. Na tyle, że trzeba było wzywać oddziały specjalne policji. W kierunku Apple Store poleciały też jaja.

Chyba nie mylę się sądząc, że takie zachowanie chińskiej klienteli jest sprzeczne z naszym wyobrażeniem o mentalności Chińczyków, nosicieli najstarszej z „żyjących” tradycji.

Zatem – teoryzujmy.

Rozróżniam cztery ścieżki rozwoju cywilizacyjnego: techniczną (opartą na własnej zmyślności i praktyczności zaspokajającej potrzeby), duchową (opartą na mentalnym zanurzeniu się Człowieka w Uniwersum), wegetarną (opartą na zespoleniu się Człowieka z Naturą) oraz pionierską (opartą na przechwytywaniu od innych tego, co zaspokaja naszą potrzebę).


Nie ma takiego żywiołu społecznego, który podążałby precyzyjnie, „czysto” po jednej-jedynej ze ścieżek. Ale dominacja którejś ze ścieżek jest zawsze widoczna. Europa jest „wzorcem” technicznej ścieżki rozwoju cywilizacyjnego, odziedziczonej po Bliskim Wschodzie, Helladzie i Imperium Romanum. Ameryka Północna (po kolonizacji europejskiej) jest przykładem przeistoczenia wzorców technicznych w pionierskie, a pionierska jest również Arabia czy Rosja (najbardziej pionierskie było imperium Czyngis Chana). Interior afrykański, Indonezja, Amazonia – to ścieżka niewątpliwie wegetarna. A Chiny i Indie – w różny sposób – podążają po duchowej ścieżce rozwoju cywilizacyjnego.


W przypadku Chin pojawił się problem oswojenia. Z oswojeniem cywilizacyjnym mamy do czynienia wtedy, kiedy do rodzimego pakietu wartości wszczepiane są wybrane wartości z innej ścieżki cywilizacyjnej i lokowane są od razu wysoko. Przekłada się to na ekonomię: oswojeni gotowi są wyprzedawać „swoje” za bezcen, byle tylko pozyskać, przepłacając, „tamto”. My, Słowianie, znamy to doskonale, bo jesteśmy oswojeni wartościami europejskimi w wydaniu anglosaskim i galijskim. Nazywa(liś)my to dobrami importowanymi albo wprost zachodnimi.


Indie już oswojeniu się nie poddały, choć przez stulecia obcowały z kolonizatorami brytyjskimi.


Historia Chin sięga prawie 5 tysięcy lat wstecz, do okresu tzw. Pięciu Mitycznych Cesarzy. W rzeczywistości jest dużo dłuższa, bo instytucje państwowe nie leżą przecież u podstaw cywilizacji, rodzą się w miarę krzepnięcia młodego, pasjonarnego żywiołu początkowego.


Starożytna kultura chińska sięga korzeniami w głąb tysiącleci, charakteryzuje wielo-pokoleniową ciągłość, dzięki której proces rozwoju tej kultury nie zaznał znaczących przerw. Na przestrzeni kilku tysiącleci tworzono pismo, filozofie, religie, kosmogonie, ceremoniały, powielającą je twórczość artystyczną, operującą nimi administrację i państwowość, służące im rozwiązania techniczne. O sile cywilizacyjnej Chin niech zaświadczy taka oto okoliczność, że zgoła inni cywilizacyjnie Mongołowie, którzy tam ustanowili dynastię Yuan, zostali praktycznie „wychowani” przez podległe im Chiny, ukształtowani przez ich tradycję.


I oto w Chinach pojawia się – ponad stulecie wstecz – ruch ideowy i polityczny zupełnie innego chowu cywilizacyjnego. Najpierw tzw. powstanie bokserów z 1998 roku. Potem Republika Chińska po rewolucji 1911 roku i ustanowienie państwa „demokratycznego” pod wodzą Sun Jat-Sena, następnie Kuomintang , a ostatecznie Chińska Republika Rad, Wielki Marsz i maoistowska ChRL.


Ostatnie stulecie w Chinach to zabawa gadżetami obcymi cywilizacyjnie: w konwencji „oddolnej” (ludowej), a potem „sowieckiej” Chiny pochłonięte są nie swoimi tematami „z importu” europejskiego (sprawiedliwość, demokracja), czasem importowanymi wprost od mocarstw, czasem zapośredniczonymi od technicznie oswojonej pionierskiej Rosji. Powstaje atmosfera dla rujnowania kilku-tysiącletniego dorobku. Światu się wydaje, że państwo Środka nadal jest izolowane, a w rzeczywistości trwa tam wielka i długotrwała transformacja, z wieloma próbami i błędami, ale konsekwentnie otwierająca Chiny na cywilizację techniczną.


Dziś Chiny mogłyby powrócić na ścieżkę duchową wyłącznie nadludzkim wysiłkiem i pod wielkim przymusem państwowym. Nic dziwnego, że tamtejsze rozwiązania ustrojowe – jak chorągiewka – podążają za tym, co dzieje się w Europie, Ameryce i Rosji. Niech nas nie zwiodą pozory: jeśli Chiny wikłają się w konflikty – to oswajają się tak samo, jakby żyły w przyjaźni z tymi trzema ośrodkami.


Dramat tego procesu, trwającego ponad 100 lat, polega na tym, że racje techniczne i pionierskie są już globalnym, historycznym bankrutem: ruina ekologiczna (zasoby, urbanizacja, zanieczyszczenia, hałas, radiacja, marniejąca kondycja ludzka), ograniczona przestrzeń życiowa bez szans na poszerzenie, przesyt konsumpcyjny, sztucznie nadal nakręcany marketingowo, z konieczności wygasający imperializm gospodarczy, państwa wyczerpujące swoje zdolności dynamizowania życia publicznego, na koniec spazmy budżetowe i finansowe, w tym dwa katastrofalne, ten międzywojenny i ten obecnie trwający.


Oczywiście, przy takiej konkurencji Chiny w oczywisty sposób są zwycięzcą bez konieczności używania zbrojeń. W dającej się przewidzieć przyszłości za sznurki europejskie, rosyjskie i amerykańskie pociągać będą dumni Hanowie, nawet jeśli Amerykanie mają w zanadrzu militaria, o których się filozofom nie śni. Do tego Chiny niewątpliwie opanują najważniejszy „lebensraum”, czyli Azję Centralną, wygrywając tu konkurencję z Rosją, Indiami oraz Arabią (ew. Ameryką w zastępstwie Arabii). Wszystko to oznacza, że „biała rasa”, zamiast zbankrutować z hukiem w ciągu najbliższych dziesięcioleci, bankrutować będzie dłużej i stanie się prowincją już pod „żółtymi sztandarami”.



*    *    *
Wielkie metropolie chińskie stały się nowoczesnymi „Disneylandami”, życie w których niczym nie różni się zewnętrznie od tego, co mamy w Londynie, Paryżu, Rzymie, Nowym Yorku, Sydney, Moskwie. Różnice duchowe i ustrojowe – jeszcze istnieją. Czyż można się dziwić, że „miastowi” Chińczycy pogłupieli na punkcie elektronicznych gadgetów? Na tym tle Indie są ostoją cywilizacji duchowej i będą z tego powodu „żniwować” po tym, jak „żółte” kraje Północy powoli wymrą pośród drgawek.


W jednej z dysput wyraziłem pogląd taki oto, że Chińczycy wciągają „technicznych” w gościnę, zezwalają wszystkim znaczącym korporacjom świata na przenoszenie produkcji do Kraju Środka, aż nasycą się produkcją „zachodnią” na tyle, żeby ją opanować własnym sumptem, nauczyć się, ukraść myśl techniczną. Wtedy powiedzą „zachodnim”: sorry, Chiny to nasz kraj, a wasze tutejsze fabryki stają się odtąd nasze, możemy wam najwyżej dać odszkodowania.


Nie wiem, czy nadal wierzę w ten „kupiecki” zmysł chiński.
 

Wyszukiwanie

Kontakty

Pasje-moje